„Mam 24 lata, z których ostatnie poświęciłam wyłącznie studiom. Niepostrzeżenie moje życie stało się nieciekawe. Pozornie wszystko jest w porządku. Jestem młoda, zdrowa, mam sukcesy na uczelni i żadnych większych problemów. Ale wokół mnie i we mnie jest pustka. Nie cieszy mnie życie, nic ciekawego nie przeżyłam, nie spotkałam nikogo interesującego, po prostu nie jestem szczęśliwa. Po co ja żyję, nie mam żadnego konkretnego celu, nie wiem, co ze sobą zrobić. Nie mam przyjaciół, a koledzy dostrzegają mnie wyłącznie, gdy są im potrzebne moje notatki z wykładów. Zawsze przedkładałam naukę, pracę w gospodarstwie rodziców nad życie osobiste. Najważniejsza była szkoła, potem studia, bo chciałam coś w życiu osiągnąć. Niedługo uzyskam dyplom inżyniera i wcale mnie to nie cieszy. Nie mam chłopaka, choć od lat na niego czekam. Ostatniego odprawiłam, bo nie był odpowiedni dla mnie, a poza tym pokrzyżowałby moje plany życiowe. Koleżanki powychodziły za mąż i nie mają dla mnie czasu. Czuję się samotna. Przyznam, że na moje postępowanie duży wpływ miała matka, która wbijała mi do głowy, że najważniejsza jest nauka, a na chłopców będę miała jeszcze czas. Teraz także ona jest nieco zawiedziona swoim systemem wychowawczym. Oczekuje, iż któregoś dnia przyjadę do domu i przedstawię jej swojego narzeczonego. Nie żałuję lat nauki, ale czy nie przegrałam życia?”
List jest pełen sprzeczności, prawdopodobnie jak jego autorka. Celem młodej kobiety miało być „osiągnięcie czegoś wżyciu”, ale co to było to „coś”? Chyba, wbrew pozorom, nie wykształcenie, bo teraz nie daje ono oczekiwanej satysfakcji Może więc celem miało być zamążpójście – porównuje się wszak ona z koleżankami właśnie i tylko pod tym względem. A zarazem, chociaż chciałaby mieć chłopca, rezygnuje z kolejnych związków, bo mogłyby to skomplikować życie. To prawda, każdy związek, a zwłaszcza małżeństwo, to wielka komplikacja losu. Tyle że takie „komplikacje” wypełniają nasze życie, a unikając ludzi, odpychamy ich od siebie, tym gąszczu sprzeczności łatwo się z gubić, zwłaszcza gdy nie ma pewność czy żyje się na swój sposób, czy na sposób dobrze widziany przez rodziców. Miła czytelniczko, mając 24 lata, jest się na starcie, a nie na mecie. Zdobyła pani atrakcyjny zawód. Czy dlatego, że nie wyszła pani do tej pory za mąż trzeb uznać lata studiów za czas stracony. Prawdziwa przygoda człowieka dorosłego dopiero się dla pani rozpoczyna. Istnieją wszelkie szanse na spotkanie wartościowych ludzi. Zależy to tylko od tego czy ich pani dostrzeże. Należy jednak w tym celu szeroko otworzyć oczy. I warto „wyjść do ludzi’.